wtorek, 12 marca 2013

Szukajcie a znajdziecie

Czy ewnageliczna myśl św. Łukasza może być uważana za motto infobrokerów? Czego można oczekiwać od infobrokera: powinien szukać czy znajdować? Rozstrzygnięcie tego hamletowskiego dylematu jest równocześnie odpowiedzią na wiele innych, zdecydowanie mniej retorycznych pytań.

Najważniejsze z nich to:

►  jaką umowę z klientem powinien zawrzeć infobroker?
► czy w ramach tej umowy infobroker zobowiązuje się do dołożenia należytej staranności przy wykonywaniu poszukiwań, czy też zobowiązuje się do osiągnięcia konkretnego rezultatu?
► jakie są granice odpowiedzialności infobrokera za treść przekazywanej informacji oraz za skutki decyzji podjętych przez klienta w oparciu o dostarczona informację?

Pytań jest więcej i będę je sobie zadawać i wymyślać nowe. Pozostając w tonie ewangelicznego wstępu, zacznę zatem po bożemu. Od początku. To nieprawda, że w polskim prawie nie ma przepisów, które pozwalałyby uregulować umowę z infobrokerem. Prawdą jest natomiast, że nie ma rozwiązań optymalnych. Umowy, które przychodzą na myśl w związku z infobrokeringiem to umowa sprzedazy, umowa o dzieło, umowa zlecenia  a tym, którzy znajdą ustawę o prawie autorskim, być może także i umowa o stworzenie utworu.

Umowa sprzedaży odpada od razu. Zawiera się ją po to, by jedna strona przeniosła własność rzeczy na drugą stronę umowy, która zapłaci za nią wynagrodzenie.  Przepisy dotyczące sprzedaży rzeczym stosuje się odpowiednio do sprzedaży praw. Informacja, którą świadczy infobroker nie jest ani rzeczą, ani prawem. Poza tym informacja o tym, że jest jak jest, nie ma właściciela. Prawo własności wykonuje się między innymi w ten sposób, że można wszystkim innym zakazać używania danej rzeczy, lub odpowiednio, korzystania z danego prawa. Można co prawda zobowiązać kogoś do nieujawniania informacji, ale zakaz te nz prawem własności nie ma niczego (istotnego) wspólnego!

Wybór pomiędzy umową o dzieło a umową zlecenia jest w zasadzie równoznaczny z udzieleniem odpowiedzi na pytanie: czy infobroker szuka, czy znajduje? Pierwsza opcja zbliża umowę z infobrokerem do umowy o świadczenie usług (do której stosuje się odpowiednio przepisy Kodeksu cywilnego o zleceniu) a ta druga - do umowy o dzieło. I teraz pada ulubiona odpowiedź prawników: "to zależy!". Zależy przde wsyzstkim od tego, na co się z infobrokerem umówimy, ale też od tego, jakie są obiektywna możliwości wykonania zlecenia. Raczej mało prawdopodobne, by klient był usatysfakcjonowany tym, że infobroker bardzo się starał i szukał informacji z należytą starannością, ale bez należytej skuteczności, no i jakoś tak wyszło, że nie wyszło. Rozmawiałam niedawno z osobą zajmującą się wyceną technologii, często współpracującą z infobrokerami. Dowiedziałam się, że przyjął się wśród niektórych profesjonalistów zwyczaj, że dopóki infobroker nie upewni się, że jest w stanie odszukać to, na co klient liczy, nie podejmuje zlecenia. To uzasadniałoby stwierdzenie, że profesjonalny infobroker nie szuka a znajduje. Konsekwentnie, etyka nie pozwala mu pobierać wynagrodzenia za czas spędzony na sprawdzaniu czy jego zasoby i kontakty wystarczą, by wywiązać się z umowy.

Jeżeli by założyć, że oczekujemy od infobrokera zawsze i wyłącznie tworzenia baz danych, można uznać, że łączy go z klientem rodzaj umowy o dzieło. Dość specyficzny rodzaj, bo oprócz tworzenia bazy, infobroker ma sam zdobyć jej elementy i to głównie na tym polega jego zadanie. Na ich wyszukiwaniu i weryfikacji. Gdyby było inaczej, infobrokerem byłby co drugi informatyk. Taką bazę danych można zatem traktować jak dzieło niematerialne, co, między innymi daje wskazówki, jak postępować, jeżeli baza danych będzie miała wady. Odpowiednie przepisy znajdują się w Kodeksie cywilnym w części dotyczącej umowy o dzieło. Baza danych będzie wadliwa, jeżeli dane w niej zawarte będą niekompletne lub nieprawdziwe bądź nieaktualne. Czy jednak zawsze praca infobrokera będzie sprowadzała się do tworzenia bazy danych? Z treści ofert, zamieszczanych na stronach internetowych należy raczej wnioskować, że nie.

Czy infobroker tworzy utwór w rozumieniu ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych (prawa pokrewne to prawa podmiotów, które wykonują różne czynności związane z utworami i zasługują na zauważenie efektów ich pracy, ale za twórców ich uznać nie można. Z praw pokrewnych korzystają na przykład artyści wykonawcy i producenci a prawa te przyznaje się m. in. za pierwsze nagranie lub nadanie utworu. Obrazowo można przestawić to tak: mimo że dzięki hodowcy kur mamy dostęp do jajka, hodowca kur nie jest kurą. Ani jajkiem.)? Intuicja mi podpowiada, że infobroker raczej nie tworzy utworów. Klientowi nie zależy na formie ekspresji i sposobie wyrażenia. Chodzi mu o informację, często taką, która jest powszechnie znana, ale z jakichś względów wszystkim, tylko nie jemu. Prawo autorskie chroni utwory, które charakteryzują się przede wszystkim indywidualnym charakterem. Myślę, że klient nie będzie wcale rozczarowany, jeśli kosztem owego indywidualnego charakteru uzyska dokładnie taką samą informację, jaka jest w posiadaniu konkurencji. Może nawet za to dopłaci. Nie zmienia to faktu, że przygotowany przez infobrokera raport może być, w określonych okolicznościach, chroniony prawem autorskim. Raport czasem tak, sama informacja zawsze nie.

Wniosek z powyższego taki, że zakres obowiązków i usług oferowanych przez infobrokera nie pokrywa się z zakresem umów, proponowanych przez ustawodawcę. Ustawodawca jednak przewidział, że nie przewidzi wszystkiego, w tym infobrokeringu. Ja natomiast przewiduję, że długość postu jest odwrotnie proporcjonalna do chęci zapoznawania się z jego treścią. O profetycznych zdolnościach ustawodawcy napiszę zatem następnym razem.

3 komentarze:

  1. Dzień Dobry,

    odnośnie umowy o dzieło mam taką wątpliwość:

    Czy infobroker realizujący zlecenia w sposób taki, że jedynie wybiera, zestawia, ewentualnie uspójnia kilka rekordów z własnej bazy (danych, raportów czy artykułów) może oferować swoje usługi na podstawie umowy u dzieło? Innymi słowy, czy dokonywanie wyboru lub kompilacji z posiadanych zasobów jest tworzeniem dzieła? Czy pięć wyselekcjonowanych rekordów z własnej bazy "sklejonych" w jeden raport z odrębnym tytułem jest dziełem?

    Czy może taki sposób świadczenia usług podpada już pod zorganizowaną działalność gospodarczą polegającą na sprzedaży posiadanych zasobów/ wartości intelektualnych.

    Będę wdzięczny za opinię.

    pozdrawiam,
    Paweł

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie Pawle,

    przede wszystkim umówmy się, że potraktuje Pan moją odpowiedź jako życzliwą wskazówkę a nie wiążącą opinię prawną.

    Wydaje mi się, że Pana pytania, tłumacząc je z polskiego na prawniczy, przedstawiają się tak:
    1) czy stworzenie nowej kompilacji z już istniejących zasobów niematerialnych może stanowić dzieło?
    2) czy powstały w sposób opisany w pkt. 1 wytwór to utwór w rozumieniu prawa autorskiego?

    Po pierwsze, dzieło dziełu nierówne. Trochę ten problem jest dostrzegalny w sposobie, w jaki zadał Pan pytanie. W ramach umowy o dzieło, która jest uregulowana w kodeksie cywilnym (dalej jako k.c.) art. 627 i n., przyjmujący zobowiązuje się do wykonania oznaczonego dzieła. Dzieło to jest rozumiane jako osiągnięcie zindywidualizowanego rezultatu w postaci materialnej lub niematerialnej. Chodzi o to czy Pana Klient na podstawie umowy rozlicza z tzw. należytej staranności czy też z konkretnych wyników pracy. Innymi słowy czy ma Pan robić, czy zrobić. To odróżnia umowę o dzieło od umowy o świadczenie usług. Uważam, że działalność jaką Pan opisuje, można uznać za tworzenie dzieła. Pana zadaniem nie jest weryfikacja podesłanych danych bądź dążenie do wyszukania informacji, ale stworzenie konkretnego produktu w postaci niematerialnej.

    Kwestia numer dwa. Czy tak powstałe dzieło w rozumieniu k.c. jest także dziełem, które w języku potocznym oznacza to, co utwór w prawie autorskim? Dokonanie takiego ustalenia jest istotne chociażby ze względów podatkowych, ponieważ wykonując umowę o dzieło z przeniesieniem praw autorskich do powstałego dzieła, koszty uzyskania przychodu rosną do 50%, co znacznie i pozytywnie wpływa na wysokość opodatkowania. Ocena czy wynik Pana działalności stanowi utwór w rozumieniu prawa autorskiego (czyli czy w ramach umowy o dzieło dojdzie do przeniesienia praw do, jak Pan to określił "zasobów/wartości intelektualnych" lub upoważnienia do korzystania z nich) nie jest już takie proste.
    Utworem wedle prawa autorskiego jest każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia (art. 1 pr.aut.) Bazy danych także mogą być utworem, jeżeli posiadają wymienione wyżej cechy. Jak podpowiada ustawodawca (art. 4 pr. aut.) nawet jeżeli w bazie są wykorzystane materiały niechronione przez prawo autorskie. Wówczas twórczy charakter może się przejawiać w doborze, układzie lub zestawieniu informacji. Musi Pan zatem sam rozstrzygnąć czy stworzony przez Pana produkt spełnia opisane wymogi.

    Nic też nie stoi na przeszkodzie, by w utworze wykorzystał Pan elementy wyników swojej wcześniejszej twórczości, o ile nie przeniósł Pan do nich praw na inne podmioty. Z tego względu warto się zastanowić czy jeśli tworzy Pan bazę, raport lub inne zestawienie, którego treść podlega ochronie jako utwór to czy opłaca się Panu przenosić majątkowe prawa autorskie na klienta. Jeśli np. udzieli Pan jedynie licencji niewyłącznej, upoważniającej do korzystania z utworu, ale nie powodującej przeniesienia prawa, będzie Pan mógł dalej wykorzystywać elementy utworu w kolejnych zleceniach.

    Pana decyzja powinna być uzależniona od:
    1) woli klienta - coraz rzadziej kontrahenci wyrażają zgodę jedynie na licencję zamiast przeniesienie praw;
    2) wyliczenia, z uwzględnieniem kwestii podatkowych, co się Panu bardziej opłaca: przenieść prawa i raz skorzystać z 50% kosztów przychodu czy też nie przenosić praw, płacąc wyższy podatek, ale za to zachowując prawo do ponownego wykorzystania efektów swojej twórczości.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny wpis. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń