Know-how część II.
Jestem z Krakowa, od zawsze, i nie mogę nie kochać Grzegorza Turnaua a zwłaszcza jego twórczości. Zwykle mówienie o tym, co autor miał na myśli, ma niewiele wspólnego z jego zamysłem, ale w końcu jestem z Krakowa. Oznacza to, że jestem skąpa i przemądrzała. Jak zaczyna się Cichosza (słowa G. Turanu i M. Zabłocki)? Tak:
I tak właśnie, po cichu, w kierunku każdego infobrokera, może sobie iść na zwiady konkurent. Być może na razie, dopóki zawód ten nie jest jeszcze silnie reprezentowany i pewnie wielu z infobrokerów pracuje w pojedynkę, ryzyko wypłynięcia informacji nie jest wielkie. Sami infobrokerzy wiedzą pewnie najlepiej, że im mniej osób i pośredników jest dopuszczonych do informacji, tym trudniej ją zdobyć. Infobrokerzy wiedzą też dobrze, że najsłabszym ogniwem w utrzymaniu tajemnicy jest...człowiek. Inwestycja w zabezpieczenia techniczne nie uchroniła jeszcze nikogo przed za długim językiem. Kary z Kodeksu Hammurabiego są mało eleganckie. Polecam zatem opracowanie strategii ochrony know-how w oparciu o Ustawę o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji.
W ostatnim poście stworzyłam definicję know-how, przez które rozumiem takie dobra niematerialne, które z jakichś względów nie są przez przedsiębiorcę chronione przy kosztownej współpracy z Urzędem Patentowym albo po prostu nie spełniają wymogów ustawowych, by taką współpracę nawiązać. Spełniają jednak taki wymóg, że są dla infobrokera ważne i ma wrażenie, że to dzięki nim ma przewagę nad konkurencją.
Tajemnicą przedsiębiorstwa, zgodnie z art. 11 Ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji, mogą być informacje techniczne, technologiczne, organizacyjne lub inne, posiadające wartość gospodarczą. Tutaj jest miejsca na ochronę wszelkich metod biznesowych; sposobów na sprawne wyszukiwanie informacji; kolejności wykonywanych czynności przy wyszukiwaniu informacji, dzięki której oszczędza się czas i pieniądze; metod nawiązywania kontaktów biznesowych i wielu innych wypracowanych przez infobrokera pomocnych, nienamacalnych narzędzi, które nie są objęte ochroną prawnoautorską ani patentową.
Informacje te, żeby objęła je ochrona z ustawy, muszą mieć wartość ekonomiczną. Przyjmuje się, że oznacza to, iż ich wykorzystanie może zwiększyć zyski lub zaoszczędzić wydatki innego przedsiębiorcy.
Po drugie to, co chcemy chronić tajemnicą przedsiębiorstwa, nie może być podane do wiadomości publicznej. Tajemnica przedsiębiorstwa nie obejmuje zatem tzw. znanego know-how. Jeżeli mamy zlecenie, dotyczące wyszukania artykułów na dany temat i korzystamy z wyszukiwarki Google Scholar, nie liczmy, że uda się nam ten sposób działania chronić przed, uczciwą lub nieuczciwą, konkurencją. W orzecznictwie utrwaliło się, że tajemnica przedsiębiorstwa nie może obejmować informacji, które mogą być legalnie i w zwykłej formie zdobyte przez zainteresowanego. Należy także zwrócić uwagę, na cienką granicę pomiędzy specjalistyczną wiedzą a tajemnicą przedsiębiorstwa. Dowodzenie co jest czym może być bardzo kosztowne, jednak warto zwrócić uwagę, pojęcia te nie do końca się pokrywają. Decydujące, dla otrzymania ochrony, będzie to czy ta wiedza, mimo że jest bardzo specjalistyczna, jest powszechnie dostępna.
Ile osób może wiedzieć o tajemnicy, żeby jeszcze była tajemnicą? Ustalenie tego jest ważne, bo, np. dla większości kobiet, gdy mąż mówi coś w tajemnicy, to jest to oczywiste, że dowiedzą się trzy przyjaciółki, mama i kilka koleżanek z pracy. Sąd wypowiedział się już na ten temat, stwierdzając, że nie ustaje stan tajemnicy, jeżeli wie o niej ograniczone grono osób, zobowiązane do dyskrecji. W tej grupie mogą znaleźć się zarówno pracownicy jak i kontrahenci danego przedsiębiorcy.
Bardzo ważne! Przedsiębiorca musi podjąć działania, zmierzające do ochrony tajemnicy. Stąd wymóg, że aby ją utrzymać, konieczne jest zobowiązanie innych osób do dyskrecji. Nie można niczego przyjmować za oczywiste. Nie jest mądre pukanie się po głowie, zaraz po tym, jak "zdebilniały pracownik coś wypapla a przecież to tajemnica." Alokacja debilizmu w powyższym przypadku nastąpiła zdecydowanie gdzie indziej. Należy dawać wyraźnie do zrozumienia wszystkim, którzy mają do tajemnicy dostęp, że jest ona tajemnicą i że należy ją chronić. Ważne też, by podpisywać stosowne dokumenty z pracownikami i kontrahentami. W polskiej rzeczywistości, w której intercyza przed ślubem jest traktowana niemalże jak żądanie rozwodu, praktyka ta przez niektórych jest postrzegana jako brak zaufania. Jak mawia moja ulubiona serialowa bohaterka: "Trust but verify". Nic nie stoi na przeszkodzie, aby do dyskrecji zobowiązały się obie strony, co być może załagodzi atmosferę. Papier jest ważny dlatego, że w sądzie trzeba będzie wykazać, że podjęło się kroki, zmierzające do zabezpieczenia tajemnicy. Tajemnicę przedsiębiorstwa może także naruszyć osoba, która posiadła informację przypadkowo. Nie chodzi zatem o to, że z każdym muszę zawierać umowę o obowiązku poufności. Jest to jednak dobre rozwiązanie w kręgu osób, z którymi stale współpracuję.
A co jeśli ktoś udostępni informację infobrokerowi, zapewniając, że jest z pewnego i legalnego źródła a okaże się, że stanowi ona tajemnicę przedsiębiorcy? Ustawa o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji zadbała o takie przypadki. Jeżeli dostarczenie informacji odbyło się za wynagrodzeniem a nabywający infobroker był w dobrej wierze, ta sytuacja nie będzie stanowiła naruszenia tajemnicy przedsiębiorstwa. I tu, prawie, same dobre wiadomości! W dobrej wierze w Polsce nie pozostają wyłącznie katolicy! Dobra wiara polega na tym, że w danych okolicznościach było usprawiedliwione przekonanie, że postępuje się zgodnie z prawem. W naszym przypadku, że informacja jest zdobyta legalnie. Druga dobra informacja jest taka, że to, że było inaczej, musi wykazać osoba czyniąca nam zarzut. Teraz zła wiadomość. Mimo, że korzystanie z takiej informacji nie będzie traktowane jak naruszenie tajemnicy przedsiębiorstwa, sąd może nakazać zapłacenie stosownego wynagrodzenia za korzystanie z informacji...
A na koniec kłopoty z eks. Pewnie większość pracodawców powie, że traktują pracownika jak syna. Pracownicy dodadzą, że owszem, ale takiego z nieślubnego małżeństwa, który po kilkunastu latach zjawia się po alimenty. Niezależnie od tego jak Wy traktujecie swoich pracowników, prędzej czy później nadejdzie dzień, w którym zmienią oni pracę. Co wówczas z tajemnicą przedsiębiorstwa. Czy możesz spać spokojnie czy też musisz śledzić poczynania konkurenta, dla którego pracuje teraz Twój eks? Z Ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji wynika, że pracownik, niezależnie od tego czy pracował na podstawie umowy o pracę czy też zawarłeś z nim inną umowę, na przykład o dzieło, ma obowiązek utrzymywania tajemnicy przedsiębiorstwa przez trzy lata od ustania stosunku pracy. Okres ten można skrócić lub wydłużyć umownie. Istotne jest to, że nawet jeżeli zapomniałeś wpisać takie sformułowanie do wiążącej Was umowy, reguła ta i tak obowiązuje. Były pracownik jest zwolniony z utrzymywania stanu tajemnicy po upływie okresu wspomnianego w umie lub trzech lat, jeżeli umowy w tym zakresie nie było, ale także po ustaniu stanu tajemnicy. Uwaga! Sądy orzekły, że samo wykorzystanie przez pracownika doświadczenia i umiejętności, zdobytych u byłego pracodawcy, nie stanowi jeszcze naruszenia tajemnicy przedsiębiorstwa. Jeżeli chcesz się ustrzec przed powyższym, konieczny jest umowny zakaz konkurencji przez ograniczony czas id zakończenia stosunku pracy. Weź jednak pod uwagę, że należy zapewnić byłemu pracownikowi przez ten okres środki do życia. Podsumowując, korzystanie przez pracownika z doświadczenia, które zdobył pracując u Ciebie, na rzecz Twojego konkurenta nie stanowi jeszcze naruszenia tajemnicy przedsiębiorstwa.
Wniosek z powyższego taki, że zdrowie jest ważne w każdej dziedzinie życia. Także i w przypadku ochrony know-how, lepiej zapobiegać, niż leczyć!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz